Przede wszystkim innowacyjność

W końcu ubiegłego stulecia – jak trafnie zauważył brytyjski The Economist (February 20th 1999 we wkładce Industry gets religion) – innowacyjność stała się „religią w gospodarce” . Wprawdzie już w latach 60-tych ub. stulecia postęp technologiczny uznany został za równorzędny z pracą i kapitałem czynnik wytwórczy oraz źródło wzrostu zysków, z upływem lat tematyka innowacyjności zdeklasowała nawet najbardziej nośną po II Wojnie Światowej retorykę „ekonomii dobrobytu”. Jeśli jest obecnie jakiś apolityczny pewnik , co do którego zgadzają się wszelkie odcienie lewicy i prawicy, to jest nim pierwszoplanowe znaczenie innowacji dla wzrostu zysków, zatrudnienia, płac, racjonalizacji finansów państwa, siły kraju, zarządzania gospodarką – słowem, wszystkiego, co określa byt społeczeństwa i wszystkich jego grup.

Tradycyjny pogląd, że innowacyjność to tworzenie nowego produktu bądź procesu wytwórczego, nie spełnia już dziś wszystkich znaczeń tego terminu. Lepsze jest określenie innowacji jako procesu tworzenia wartości w drodze dowolnej formy zmian – niech będą to zmiany technologii, materiałów, organizacji produkcji, cen, systemu podatkowego, trendu demograficznego, a nawet polityki zagranicznej państwa. Łatwo zauważyć, że przy tak szerokim nastawieniu na związek zmian w tworzeniu wartości każdy rodzaj „przyzwyczajenia” do pewnego status quo działa w kierunku odwrotnym od prosto pojmowanego rozwoju.

Proponuję otwarcie forum dyskusyjnego w blokach tematycznych, które na początku można określić następująco:

  1. Postęp technologiczny (nowe produkty i procesy wytwórcze);
  2. Innowacyjność w zarządzaniu podmiotami gospodarczymi;
  3. Innowacyjność w zarządzaniu państwem;
  4. Poprawa sprawności systemu politycznego;
  5. Filozofia i psychologia nastawienia na zmiany;
  6. System edukacji a procesy w pktach 1-5.

 Miarą potrzeby gruntownej analizy dziedziny 1. może być uplasowanie Polski w klasyfikacji Global Innovation Index na 110 miejscu pod względem efektów innowacyjności, co jest prostą konsekwencją niemal zupełnego zastoju w rozwoju rodzimej technologii. Średnioroczna liczba zgłaszanych aplikacji do Europejskiego Urzędu Patentowego wynosi 9,9 – w porównaniu ze średnią dla krajów UE 79,1, a dla krajów skandynawskich – 236,1. Postęp technologiczny w Polsce bazuje głównie na zakupach i wdrażaniu cudzej myśli technicznej, ucieleśnianej w kupowanych   maszynach, licencjach i patentach. Jednak i ten typ postępu technologicznego nie odzwierciedla się w strukturze produkcji i eksportu. Udział dóbr z wsadem zaawansowanej technologii w całym naszym eksporcie wynosi ok. 6% wobec ok. 12% średnio w UE.

Niska pozycja w zakresie postępu technologicznego (pkt. 1) ma związek z zastojem w sferach wymienionych w pktach 2,3, 4 i 6, a także w nastawieniu do zmian jako takich (pkt. 5) Związek świadomości społecznej z tempem i charakterem rozwoju dyskutowany jest często w powołaniu na prace socjologa Maxa Webera, który przypisywał pozytywny wpływ na rozwój gospodarczy Reformacji, przeciwstawiając dynamicznie rozwijające się gospodarki krajów protestanckich maruderom ze strefy dominacji religii katolickiej. Te po części zdezaktualizowane argumenty zwracają jednak słusznie uwagę, że kwestia nastawienia do zmian ma pewien kulturowy korzeń, który proponuję poddać głębszej dyskusji w pkt. 6. Rzecz jasna, państwo i zarządzający podmiotami gospodarczymi mają do dyspozycji pewien kulturowo ukształtowany „czynnik wytwórczy”, jakim jest praca (a w dzisiejszym rozumieniu najważniejszy element procesów gospodarczych – „zasoby ludzkie”) – i sami stanowią jego część. W bogatej literaturze, a najlepiej w praktyce, związanej z operacjami firm wielonarodowych, czy choćby wchodzących ze swoimi produktami na rynki obce, można znaleźć masę przykładów niepowodzeń, wynikających z globalistycznej euforii oraz nie uwzględniania lokalnych norm, zwyczajów i wartości.

Szczególnego otwarcia na zdrowy rozsądek wymagają zagadnienia z pktów 3,4 i 6. Państwo jest w skali kraju największą jednostką gospodarczą – dochody i wydatki budżetu państwa wszędzie, i tak samo w Polsce, kilku bądż kilkunastokrotnie przerastają aktywa największych firm operujących na ich terytoriach. Tylko z tego względu sposób zmniejszania siły nabywczej podmiotów i gospodarstw domowych drogą podatków i parapodatków oraz kreowania popytu drogą wydatków budżetowych ma ogromne znaczenie dla funkcjonowania krajowego układu gospodarczego. Na badania i rozwój trafia z budżetu niewiele – mniej niż 1% wydatków wobec 3,5% w Finlandii, 3% w Szwecji, 1,9% w Czechach i 1,6% na Węgrzech. Program Operacyjny Innowacyjna Gospodarka w latach 2007-2013, dysponujący środkami uninijnymi ponad 8 mld euro, nie przyniósł prawie żadnego efektu (co wynika z Global Innovation Index i ocen UE). Nieużyteczność państwa w procesach innowacji technologicznych idzie w parze z brakiem innowacji w zarządzaniu państwem.

System podatkowy, niezwykle istotny w funkcjonowaniu krajowego organizmu podatkowego, nie zdradza oznak korzystania z zaawansowanych technik analitycznych. Ustalenie w systemie podatkowym optimum między efektywnością a sprawiedliwością poszczególnych podatków, opartego na analizach cenowych elastyczności popytu i dochodowych elastyczności pracy oraz badaniach krańcowych użyteczności dochodów w różnych klasach zamożności, mogłoby ograniczyć dwa fatalne zjawiska – ucieczkę dochodów do szarej strefy i utrudnianie rozwoju małych i średnich przedsiębiorstw. W warunkach drogiego i selekcyjnego kredytu banków w większości zagranicznych i kierujących się macierzystymi interesami oraz nieefektywnego systemu podatkowego (nastawionego na finansowanie wydatków określanych metodą przeszłych „zaszłości”) niskie płace, bezrobocie i powściągliwość innowacyjna są oczywistymi zjawiskami. Z kolei po stronie wydatków budżetowych dominują wydatki bieżące o charakterze konsumpcyjnym; tym pozbawieniu strony dochodowej impulsów inwestycyjnych i innowacyjnych nie towarzyszą od strony wydatków – nawet w umiarkowanym stopniu – rządowe wydatki o tym samym charakterze. Proces „przejadania” nieefektywnie pobieranych podatków jest czymś najgorszym, co państwo może zafundować obywatelom w epoce, gdy „religią” w świecie jest innowacyjność, – a obywatele ci pragną nadrobić lata stracone na   „miękkie lądowanie” wcześniejszego, kompletnie zbankrutowanego systemu i jego skompromitowanych „elit”.

Wadliwa alokacja środków, jakie mogą być użyte na wdrażanie wynalazków, widoczna jest w wykorzystaniu dotacji w ramach Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka w nieproporcjonalnie dużym stopniu w stosunku do wdrożeń innowacyjnych na tworzenie ośrodków doradztwa inwestycyjnego, których mamy kilkaset. Tego rodzaju asekurancki consulting wybitnie odróżnia się od popularnego w USA consultingu operacyjnego, w myśl którego doradzający aktywnie uczestniczą w realizacji przedmiotu doradztwa. Łatwo dostrzec związek między polityką państwa, unikającą rozwiązywania problemów, a zachowaniami podmiotów korzystających ze środków rozdysponowywanych kanałami rządowymi. Klimat tworzenia „dobrego wrażenia”, typowy w latach propagandy „zielonej wyspy”, sprzyjał dążeniom po linii najmniejszego oporu w wykorzystywaniu nie swoich środków na cele z otoczki zasadniczego zadania.

Innowacyjny paraliż w kraju wiąże się też z polityką wynarodowionej globalizacji, jaka – jak m.in. wskazuje niemiecki die Welt –    cechowała główny nurt polityki „wygaszania Polski” po roku 1989. W omawianym obszarze technologii widać to m.in. w roli, jaką odgrywają – aktywne w świecie, a figuranckie w Polsce – fundusze typu venture capital. Z tego typu niepożyczanego kapitału, uczestniczącego w formie właścicielskiej na okres 3-7 lat szczególnie w spółkach podejmujących się inwestycji o charakterze innowacyjnym, obficie korzystają w Europie Szwecja, Finlandia, Dania, Luksemburg, a także Węgry. Polska znajduje się na końcu listy wraz z Bułgarią, Grecją i Ukrainą. Łącznie kapitał zaangażowany w tej formie w Europie szacuje się na około 50 miliardów Euro; nominalna wartość funduszy venture capital wyniosła u nas około 28 milionów euro w 2012 roku. Zdecydowana większość funduszy ma pochodzenie zagraniczne. Sam doświadczyłem, jak ciężko uzyskać z tych funduszy finansowanie nowatorskich projektów, a jak chętnie zapoznają się one z samym projektem. Nie jest bezpodstawne przypuszczenie, że pewne zgłoszone do takich funduszy projekty mogą powrócić do Polski w postaci zakupywanych licencji albo „ucieleśnione” w importowanych maszynach i urządzeniach.

Oczywiste znaczenie w szeroko pojętej innowacyjności posiada system kształcenia na wszystkich poziomach. W procesie, o którym mowa, liczą się szczególnie dwa elementy – kształcenie zawodowe i związek nauki z biznesem. Wzorem kraju, który postawił na pierwszy, jest Szwajcaria, w której dyplom liceum czy wyższej szkoły jest mało istotny w ocenie fachowości; tam też wydajność pracy osiąga poziom około 33 dolarów na godzinę (ca 10 dol. więcej niż w USA) w porównaniu z niespełna 6 dolarami w Polsce. Drugi element jest normą w każdym odpowiednio rozwiniętym albo odpowiednio rozwijającym się kraju. Wiadomo, ze polskie uczelnie koncentrują się na dydaktyce, a nie badaniach. Wynika to ze struktury ich dochodów – uczelnie publiczne 5-krotnie więcej zarabiają na pierwszym, niż na drugim; niepubliczne ponad 20-krotnie więcej. Natomiast przedsiębiorstwa nie zabiegają szczególnie o współpracę z uczelniami. Odsetek małych i średnich przedsiębiorstw współpracujących z ośrodkami naukowymi jest w Polsce czterokrotnie niższy niż średnio w Europie. Większym zmartwieniem naszych firm są niskie koszty produkcji, osiągane cięciami czego tylko się da, niż inwestowanie w zmiany, które mogłyby zaowocować czy to tańszą produkcją, czy zdolnością podwyższania cen na swoje innowacyjne produkty, ale w obarczonej ryzykiem przyszłości. Bezczynność państwa od ponad 20 lat w kwestii eksploatacji taniej polskiej siły roboczej ma swój udział w de-innowacyjności firm. Z kolei duże przedsiębiorstwa przeznaczają na badania i rozwój jeszcze mniej niż państwo (ok. 0,25%), czemu trudno się dziwić, gdy większość jest w rękach obcego kapitału, który ma swoje centra badawcze zagranicą, skąd mogą kupować licencje i nowoczesne urządzenia, podwyższając koszty i obniżając podstawę opodatkowania w Polsce, jeśli innymi sposobami nie udało się wytransferować zysku.

Można powiedzieć, że liberalizm, jakiemu hołdowano od początku tzw. transformacji, jest przejawem nieinnowacyjnej polityki gospodarczej państwa, zapatrzenia na „sprawdzone rozwiązania” (co zawarł w swojej „misji” „architekt” zmiany systemu), a ponieważ przez państwo nie tylko przechodzi połowa dochodów całego kraju, lecz zachowania kierowników nawy państwowej tworzą klimat dla zachowań społeczeństwa, zapóźnienie techniczne i organizacyjne jest konsekwencją prowadzonej polityki. To też podkreśla znaczenie problematyki z pktu 4. i 5. Ostatnie lata dostarczyły wiele odrażających przykładów myślenia rządzących w kategoriach osobistych karier i dochodów – zachowań typowych dla kolonialnego zaplecza, dokąd udawano się dla przygody i osobistych korzyści, a nie w trosce o jego innowacyjny rozwój.

Dodaj komentarz